Do przeglądu “Resonanzräume der Usien“
<<poprzedni | następny >>
W małym miasteczku w północnych Węgrzech, gdzieś pomiędzy wzgórzami Zemplén, żyją Tamás i László.
Tamás pracuje jako archiwista w miejskim muzeum.
Stare mapy, zakurzone książki, opowieści, których już nikt nie snuje.
László prowadzi małe biuro inżynierskie — stabilne, odnoszące sukcesy, milczące.
Ich drogi rzadko się przecinają.
A jednak obaj noszą w sobie podobny niepokój, dla którego nie mają słów.
To nie tylko polityka, nie tylko głośne głosy w radiu.
To ciągła czujność.
Jak łatwo dziś jedno zdanie może zabrzmieć niewłaściwie?
Jak wiele z tego, co się myśli, wolno jeszcze powiedzieć?
W sobotnie popołudnie przypadkiem spotykają się na wystawie sztuki.
Na ekranie rozwija się Wandelbild:
warstwy farby olejnej nakładają się na siebie, płynne przejścia, kolory przesuwające się bez wyraźnego początku i końca.
Stoją obok siebie w milczeniu.
Wtedy Tamás mówi — bardziej w przestrzeń niż do László:
„Nie wie, gdzie się zaczyna — a mimo to emanuje spokojem.“
László kiwa głową po krótkiej pauzie:
„Może właśnie tego nam brakuje.“
Rozmawiają dalej.
O kolorach, liniach, przejściach, o trwaniu przed nieustannie zmieniającym się obrazem.
Nie mówią o polityce.
Nie mówią o pochodzeniu.
I przez chwilę dzieje się coś bezsłownego.
Nie zgoda. Nie jednomyślność.
Tylko ciche poczucie, że można być razem — bez osądzania.
Gdy odchodzą, ich drogi pozostają osobne.
Ale niosą ze sobą cichą radość:
Wciąż można się spotkać — nawet teraz.
Do przeglądu “Resonanzräume der Usien“